Historia Wyspy Pitcairn

Niczym Szwajcarscy Robinsonowie

Trzecia fala osadników miała spore doświadczenie w efektywnym wykorzystaniu dostępnych zasobów, jednak pod względem materialnym prawdopodobnie znajdowała się w gorszej sytuacji niż pierwsi buntownicy. Nie mieli teraz do dyspozycji choćby żagli, z których można by szyć ubrania, a jedynym sposobem na oświetlenie prowizorycznych domów było palenie drewna tungowca. Najgorsze jednak, że do wyspy przybijało o wiele mniej statków przewożących rozmaite towary, gdyż wielorybnictwo w tych stronach miało swój okres świetności za sobą. Podczas gdy dawniej wyspę odwiedzało około czterdziestu statków rocznie, teraz było ich może dziesięć.

Z drugiej strony były to głównie pasażerskie parowce. Mieszkańcy wyspy postanowili więc wykorzystać umiejętności, których nauczył ich stary Buffett, i handel żywnością zastąpili sprzedażą drewnianych pamiątek. Seria wyrzuconych na brzeg wyspy wraków pozwoliła zebrać nowe materiały, a rozbitkowie, których wyspiarze otoczyli opieką, po powrocie do domu hojnie się im odwdzięczali, wysyłając na wyspę naczynia, ubrania, mąkę, książki, a nawet… organy.

Dzięki wznowionym wizytom brytyjskich statków wojennych w Anglii odżyło zainteresowanie potomkami buntowników z okrętu Bounty. W uznaniu „zasług dla kraju” Królowa Wiktoria podarowała mieszkańcom prezent w postaci kolejnych organów, a pewna firma z Liverpoolu starała się ich zainteresować pomysłem komercyjnej uprawy bawełny i maranty oraz produkcji oleju z nasion tungowca.

Koniec tułaczki

Zgodnie z zamysłem Nobbsa Simon Young zajął stanowisko pastora oraz nauczyciela. Przywrócono stanowisko burmistrza oraz jego dwóch doradców. Pierwszym dużym zadaniem stojącym przed mieszkańcami było wzniesienie budynku mieszącego kościół i szkołę. Do tego doszła konieczność naprawy domów oraz przesadzenia roślin w ogrodach. W sumie pochłaniało to tyle energii, że mieszkańcy nie mieli już siły na nic więcej. Większość wyspy ponownie pokrył naturalny busz.

W roku 1868 z wizytą przybyło kilku gości z wyspy Norfolk – wśród nich stary John Buffet, który miał dożyć sędziwego wieku 93 lat. Starali się przekonać osadników do powrotu, na który ci się nie zgodzili. Okazjonalne spotkania mieszkańców obu wysp, choć może mało entuzjastyczne, mają miejsce po dzień dzisiejszy.

Osadnicy nie chcą już nowych przybyszy: rok 1882

Przybysze z zewnątrz wnosili w życie wyspy nową krew i nowe pomysły. Tak się jednak złożyło, że jeden z nich zakochał się w dziewczynie, która niestety była już zaręczona z chrześcijaninem. Uczucie to dało początek żarliwej namiętności. Dlatego gdy do wyspy zawitał okręt HMS Sapho, jego kapitan przychylnie odniósł się do prośby mieszkańców, którzy chcieli wprowadzenia prawa zabraniającego osiedlania się obcych. Później zostało ono nieco złagodzone, dopuszczając możliwość osiedlania się nowych przybyszy pod warunkiem, że ich obecność będzie dla wyspy w jakiś sposób korzystna.